Tam trudno zauważyć to,
co może być widoczne na pierwszy rzut oka.
Jest jak zasłona, która wisi w zamkniętym, zakurzonym teatrze.
Odcina ołowiem paniki wewnętrzne spojrzenie.
Odpowiedzialność staje się jednak medytacją odkrywcy,
byciem świadkiem siebie,
wędrowaniem wśród gier i win niepojętej podświadomości,
doświadczaniem świtu jej oceanu, grozy jej nieskończoności.
Bo może jesteśmy ostrymi kwiatami?
Bo może oddychamy ciemnością, a jest w nas niebieskie?
Bo może jesteśmy zamkniętymi w sobie drzewami, które schodzą ze zbocza
i muskularnymi korzeniami zanurzają się w cichym, nieruchomym morzu?
Bo może rany zawsze odpowiadają
naszym upragnionym ciosom?
Te przeczucia są jak ciężki, zimny miecz
wślizgujący się nagle do mojego łóżka.
Co więc naprawdę jest ratunkiem,
a co naszą zagładą?