Stanley Kubrick / Wielka Brytania, USA / 1971
Naprawianie człowieka
Czy można człowieka zredukować do zestawu reakcji, do biologicznego układu nagród i kar, który zamiast wybierać – po prostu unika bólu? Stanley Kubrick, z precyzją i spokojem, stawia to pytanie w jednym z najbardziej prowokacyjnych filmów XX wieku – w Mechanicznej pomarańczy. Nie znajdziemy tu ani klasycznej moralistyki, ani satyry politycznej. Film ten jest raczej medytacją nad naturą wolności i granicami ludzkiej ingerencji w psychikę. To prezentacja świata, który próbuje zneutralizować zło za pomocą przemocy systemowej
Alex, główny bohater, grany przez Malcolma McDowella, to nie tylko młodociany oprawca – to wprost uosobienie demonicznej wolności, zdegenerowanej, oderwanej od refleksji, nasyconej estetyką przemocy. Jego zbrodnie – gwałty, pobicia, poniżenia są formą rytualnego transu, samopotwierdzeniem jego istnienia jako jednostki ponad prawem. Alex nie działa z przymusu ani z ideologii. Nie chroni go przed takim działaniem nawet zamiłowanie do kultury wyższej, muzyki Beethovena. On celebruje wolność jako anarchiczną moc: destrukcyjną i narcystyczną. I choć jest odpychający – to zarazem przerażająco ludzki. W nim manifestuje się prawda, że człowiek może wybierać zło z czystej potrzeby dominacji, ekspresji, rozkoszy.
Władza, która chce ten instynkt wykorzenić, czyni to nie z troski o dobro ludzi, lecz z chłodnej kalkulacji. Czy jednak człowieka można naprawić? A jeśli tak – czym się staje ten, którego pozbawiono wyboru między dobrem a złem? Terapia Ludovica, której poddany zostaje Alex, to techniczna ingerencja w ludzką podmiotowość. Poprzez połączenie filmowych obrazów przemocy z wywoływanym fizjologicznie wstrętem i bólem, bohater zostaje pozbawiony zdolności do agresji, ale nie zostaje przez to moralnie „uleczony”. Wręcz przeciwnie – nie jest już zdolny do działania, które wymaga wyboru, napięcia, decyzji. Jego wola zostaje sparaliżowana, a wraz z nią – możliwość świadomego wyboru dobra. Przestaje być osobą, staje się obiektem. Przestaje być agresywny – staje się potulnym manekinem. Kubrick stawia widza w pozycji niewygodnej, zmusza nas, byśmy czuli sympatię dla potwora, który staje się ofiarą systemu.
Nowoczesna etyka zostaje tu zastąpiona biotechnologiczną procedurą, karą przez warunkowanie. Uczynienie człowieka niezdolnym do przemocy staje się ważniejsze niż wewnętrzna przemiana. Władza przestaje karać – zaczyna formatować. Pytanie o to, kto tu jest naprawdę zły, staje się tragicznie nieoczywiste. Czy nie o to właśnie chodzi współczesnej cywilizacji – by nie tyle wychowywać dobrych ludzi, ile wytresować posłusznych? Czy to nie jest właśnie utopia liberalnej demokracji: zneutralizować człowieka, uczynić go niegroźnym, poprawnym i potulnym?
Film Kubricka jest jak zimny eksperyment filozoficzny, przypominający Arystotelesowską obserwację, że nie jest cnotą to, co jest przymusem, ponieważ cnota wymaga wolności. Tylko tam, gdzie człowiek może wybrać zło, może też wybrać dobro. Alex pozbawiony wyboru, jest jak wydmuszka człowieka – z zewnątrz nienaruszony, w środku pusty. Staje się „mechaniczną pomarańczą” – organiczną formą z mechanicznym wnętrzem.
Religia, która mogłaby stanowić kontrapunkt, zostaje zredukowana do sentymentalnego akompaniamentu i więzienny kapelan, choć najbliższy rozumieniu wolności, zostaje zepchnięty na margines. W jego oczach terapia Ludovica to duchowy gwałt. Ale jego głos jest słaby i przegrywa w starciu z technicznym planem inżynierii społecznej. Kubrick pokazuje co się dzieje gdy transcendencja zostaje zastąpiona przez pragmatyzm. A dusza – przez programowanie neurologiczne.
Kubrick operuje językiem paradoksu i napięcia: chłód przestrzeni miesza się z wulgarnością formy, brutalność gestów z barokowym pastiszem. Scenografia jest trochę odczłowieczona –geometryczna, pusta, wystylizowana. Dialogi – sztucznie rytmizowane, teatralne. Wizerunki religijne zderzają się z pornografią, a Beethoven staje się tłem dla sadyzmu. Wszystko w tej rzeczywistości jest trochę przesterowane – tak jakby człowiek żył w dekoracji stworzonej przez własne popędy.
Alex – mimo wszystkich swoich zbrodni – pozostaje postacią tragiczną. Nie zostaje ocalony, ale także nie zostaje odkupiony. Przez chwilę staje się lustrem, w którym odbija się systemowa obojętność na to, czym jest człowiek. Bo człowieczeństwo nie polega na uległości wobec prawa, lecz na wewnętrznym napięciu, gdy wybieramy między dobrem, złem i czymś co wydaje nam się kompromisem. Opiera się na tym, co w sobie hodujemy. Alex, pozbawiony możliwości tej walki, nie staje się lepszy – staje się nikim. W filmach Kubricka nie ma Boga, nie ma transcendencji, nie ma zbawienia. Religia w Mechanicznej pomarańczy jest zepchnięta na margines i bezsilna. Kubrickowska antropologia jest pesymistyczna, świecka, głęboko antyromantyczna. Człowiek, w jego ujęciu, jest kruchy, podatny na działanie sił, których nie rozumie i nad którymi nie panuje.
Mechaniczna pomarańcza nie jest filmem o przemocy. Jest filmem o człowieku. O jego mrocznej stronie, której nie da się wyciąć bez amputacji duszy. Kubrick nie oferuje nam pocieszenia. Jego film nie zawiera moralnej konkluzji, wręcz przeciwnie – dezorientuje. Nie wiadomo, komu współczuć, kto jest katem, a kto ofiarą. I być może właśnie w tym – w tej radykalnej niejednoznaczności – zawiera się jego największa siła. Mechaniczna pomarańcza nie jest diagnozą społeczną ani teorią etyczną. Jest bolesnym pytaniem o to, kim jesteśmy po wyrzeczeniu się ryzyka, wolności, duszy i winy. Kubrick uświadamia nam, że wolność człowieka zaczyna się od jego zdolności do czynienia zła.