Harry Hook / USA / 1990

Fikcja dziecięcej niewinności
Film „Władca much” w reżyserii Harry’ego Hooka, z udziałem m.in. Balthazara Getty’ego (Ralph), Chrisa Furrha (Jack), Danuela Pipoly (Prosiaczek) i Jamesa Badge Dale’a (Simon), stanowi ekranizację słynnej powieści Williama Goldinga, a zarazem jedną z najbardziej niepokojących analiz człowieczeństwa. Wbrew sentymentalnym wyobrażeniom o czystości i niewinności dzieci, opowieść ta odsłania brutalną prawdę o kondycji ludzkiej: człowiek od urodzenia nie jest tabula rasa, lecz istotą biologiczną, egoistyczną, impulsywną, agresywną, a kultura i wychowanie są jedynie cienką warstwą cywilizacyjnej powłoki, która powstrzymuje zalew ciemnych sił natury.
Jean Piaget, badając rozwój dziecka, wskazywał, że naturalny, wczesny egoizm dziecięcy jest fazą rozwoju – dziecko nie rozumie, że ktoś może widzieć świat inaczej. To, co później staje się zdolnością do empatii i wczuwania się w cudzy punkt widzenia, na początku życia nie istnieje. Freud, idąc jeszcze dalej, zauważył, że dziecko przejawia popędy i zachowania, które u dorosłego uznano by za złe i perwersyjne. Nie ma więc podstaw, by widzieć w dziecku istotę niewinną. W dziecku drzemią te same siły, które później kształtują dorosłego: egoizm, agresja, dążenie do dominacji, a także lęk przed nieznanym.
Film Hooka ( a jest to druga adaptacja powieści Goldinga, po tej z 1963 roku Petera Brooka) odsłania właśnie ten proces – stopniowe obnażanie dziecięcej natury, gdy zabraknie ram kultury i autorytetu dorosłych. Katastrofa lotnicza wyrzuca grupę chłopców na bezludną wyspę. Na początku próbują powielić znane im wzorce – wybierają przywódcę, ustalają reguły, dzielą obowiązki. Ralph stara się utrzymać zasady cywilizacyjne: organizacja wspólnoty, ogień jako znak ratunku, troska o schronienie. Jack natomiast ulega fascynacji siłą, polowaniem, dzikim instynktem. Rywalizacja między nimi, mimo tak młodego wieku, stopniowo przeobraża się w walkę o status „samca alfa”, a cała grupa – pozbawiona opieki i dyscypliny dorosłych – dryfuje ku pierwotnym formom życia plemiennego.
Chłopcy zaczynają organizować zabawy przypominające plemienne obrzędy. Ich tańce wokół ognia, rytmiczne okrzyki, maski z błota i farb roślinnych – wszystko to przypomina prymitywne rytuały, w których pierwiastek zabawy łączy się z grozą. Zanikają zasady odpowiedzialności, a ich miejsce zajmuje zbiorowe uniesienie, trans, grupowe poczucie siły, w którym jednostka traci zdolność krytycznego myślenia. To właśnie w takich momentach ujawnia się natura człowieka jako istoty, którą można łatwo sprowokować do przemocy, jeśli tylko dostanie pretekst i poczucie przynależności do grupy.
Kluczowe znaczenie w filmie ma scena rozmowy chłopców, kiedy Prosiaczek pyta Ralpha z rozpaczą: „Postępowaliśmy jak dorośli, więc dlaczego nam nie wyszło?”. To pytanie nie jest jedynie naiwnym zdziwieniem, że dzieciom nie udało się odtworzyć dorosłego świata. Ono dotyka istoty problemu: cywilizacja, kultura, prawo – to wszystko nie istnieje samo z siebie, jako bezcielesne idee, które można powołać do życia mocą deklaracji. Normy muszą być podtrzymywane przez realną siłę. Ralph i Prosiaczek próbowali postępować racjonalnie, troszczyli się o wszystko to, co odróżnia kulturę od chaosu natury. Lecz ich porażka wyniknęła z braku wystarczającej fizycznej i psychicznej mocy, aby narzucić te reguły reszcie. Cywilizacja wymaga bowiem nie tylko reguł, ale także mechanizmów przymusu, które mogą ją ochronić przed anarchią popędów. Chłopcy, kierowani instynktem stadnym, z łatwością poddali się przywództwu Jacka, który oferował im uwolnienie instynktów, ekscytację polowaniem, emocję krwi i poczucie siły. W tej rywalizacji racjonalne argumenty Prosiaczka i moralna postawa Ralpha były bezbronne wobec żywiołu natury. Dlatego nie udało się wszystkim chłopcom „postępować jak dorośli” – bo dorosłość nawet w świecie ludzi dorosłych także nie polega na samych ideach, lecz na sile struktur, praw i instytucji, które potrafią zmusić jednostki do ich respektowania. Brak tej siły sprawił, że kultura przegrała z popędem, a rozum został pokonany przez plemienne obrzędy. „Władca much” to nie tylko tytuł. To symbol – groteskowa, odcięta świńska głowa nabita na pal, wokół której unosi się rój much. Jest to znak zrodzony z lęku i wyobraźni chłopców, uosobienie ich niejasnych obaw i niekontrolowanych popędów. „Władca Much” to w istocie figura szatana, symbol mrocznej siły, która rodzi się we wnętrzu człowieka, gdy znika zewnętrzna kontrola. To lęk, który przekształca się w agresję. To symboliczne centrum wspólnoty, której więzi cementuje przemoc, nie zaś troska. W filmie Hooka wizualizacja „Władcy much” – cuchnąca głowa, stająca się obiektem bałwochwalczego kultu – ukazuje, jak z pierwotnego strachu rodzi się religia plemienna, a z tej plemienności – kolektywny przymus.
Śmierć Simona, gdy chłopcy w amoku tańców wokół ogniska biorą go za potwora i zakłuwają w rytualnym szale, stanowi punkt zwrotny: ostateczne zwycięstwo zbiorowej ciemności nad jednostkowym światłem.
Freudowska diagnoza, że człowiek od początku nie jest istotą niewinną, tutaj znajduje brutalne potwierdzenie. To nie dorośli wprowadzają dzieci w zło – to dzieci, pozostawione same sobie, odnajdują w sobie jego pokłady. To, co Freud nazywał perwersyjnością dziecięcych popędów, ujawnia się w sposób uderzający: ciekawość, żądza krwi, sadystyczna przyjemność z upokorzenia słabszych, radość z przynależności do stada. To wszystko istnieje od początku. Kultura i wychowanie, prawa i zakazy – to jedynie mechanizmy, które powstrzymują biologiczne, stadne popędy. Kiedy jednak mechanizmy te zostają zawieszone, wszystko wraca do swego źródła.
Film Hooka, choć niepozbawiony uproszczeń wobec literackiego pierwowzoru, zachowuje fundamentalne przesłanie: nie można wierzyć w mity o „dobrym dziecku”, tak jak nie można naiwnie ufać w naturalną dobroć człowieka. Ralph i Prosiaczek próbują ocalić resztki rozumnego postępowania, ale nawet ich racjonalność okazuje się bezradna wobec szału grupy. W końcu Prosiaczek również zostaje zabity zepchniętym na niego głazem.
Dramat polega na tym, że chłopcy – choć jeszcze niedawno byli uczniami, kadetami, dziećmi z porządnych domów – w krótkim czasie stają się wojownikami plemienia, którym włada instynkt. Maski z błota i farby pozwalają im uwolnić się od wstydu, przeobrażają ich twarze w bezosobowe znaki plemienia. W tym sensie film pokazuje także, jak łatwo cywilizowany człowiek, pod wpływem zbiorowego lęku i pragnienia siły, staje się częścią stada – nie inaczej niż dorośli, którzy w historii ludzkości wielokrotnie poddawali się zbiorowym namiętnościom wojny, ideologii, rewolucji.
„Władca much” pozostaje więc przenikliwą diagnozą ludzkiej natury. Nie jest to historia o upadku niewinnych dzieci, lecz raczej o odsłonięciu prawdy, że niewinność nigdy nie istniała. Dziecko, podobnie jak dorosły, nosi w sobie ciemność. Jedynie wychowanie, kultura, religia i prawo – owe kruche struktury – powstrzymują tę ciemność od zatriumfowania. Na wyspie zabrakło wszystkiego, co mogłoby ją okiełznać. Została tylko naga, bezlitosna natura.
