Krzysztof Zanussi / Polska / 2022
Grzech nie rani Boga
W świecie pozbawianym metafizycznych pewników rachunek sumienia staje się czymś trudniejszym niż wcześniej. Krzysztof Zanussi w „Liczbie doskonałej” pyta czy grzech istnieje w epoce bez transcendencji? A jeśli tak, to komu szkodzi: Bogu czy człowiekowi?
Joachim, ( w tej roli Andrzej Seweryn) bohater filmu, nie jest człowiekiem szlachetnym. Jest niemoralnym biznesmenem, który budował swoje życie na egoizmie, chciwości i cynicznej kalkulacji. Oszukiwał ludzi, manipulował nimi dla zysku, żył dla siebie. Przyznaje bez cienia wstydu a nawet z dumą, że „nigdy nikomu nic nie dał”. Teraz, u schyłku życia, zmaga się z poczuciem duchowej pustki. Ale to nie jest zwykła melancholia starości – to acedia, o której pisał Ewagriusz z Pontu. Ósmy grzech, o którym już dawno zapomniano. To nie jest tylko nuda czy apatia, lecz duchowe wyczerpanie, zniechęcenie do życia, pogarda dla niego i dla siebie samego. To stan, w którym człowiek rezygnuje z energii własnego istnienia, bo nie widzi żadnego sensu w miłości, dobru ani na nic nie ma nadziei. Acedia to duchowa katastrofa, a Joachim jest jej przykładem – człowiekiem, który osiągnął sukces i został z nim jak z ciężarem, który nie broni go przed pustką.
Przypadkowe – a może właśnie nieprzypadkowe – spotkanie z dużo młodszym kuzynem Dawidem, (granym przez Jana Marczewskiego) matematykiem, jest ostatnią szansą na odnalezienie jakiegoś sensu lub przynajmniej jego namiastki. Sam Dawid nie jest cynikiem, ale też ucieka przed miłością, przed bliskością, przed ryzykiem relacji. Odrzuca uczucie Oli, (gra ją Julia Latosińska) bo boi się utraty kontroli nad własnym, matematycznie uporządkowanym życiem. Tak jak Joachim uciekał w pieniądze i władzę, tak Dawid ucieka przed miłością w świat matematycznego porządku. Dla niego liczby pierwsze są bezpieczne, czyste, wolne od emocji.
Zanussi zestawia dwóch ludzi na przeciwnych biegunach życia, ale mających ten sam problem: lęk przed miłością. Zarówno Joachim, jak i Dawid są duchowo zamknięci – każdy na swój sposób. Joachim przez lata pielęgnował w sobie egoizm, który zniszczył jego zdolność do bliskości. Był chciwy i oszukiwał ludzi, ale jego większym grzechem jest to, że świadomie zamknął się na miłość, traktując życie jak grę o sumie zerowej. Myślał tylko o sobie, nigdy o innych. Dopiero gdy zaczyna myśleć o Dawidzie, o tym, co byłoby dla niego dobre, odkrywa sens miłości jako troski. Miłość to nie tylko uczucie, ale potrzeba, by pragnąć dobra dla drugiego człowieka.
Pieniądze w tym filmie są nie tylko symbolem sukcesu. Są narzędziem uniku. Dają złudzenie panowania nad światem, ale odbierają zdolność do ryzyka. Joachim nie musiał o nikogo zabiegać, nie musiał cierpieć, nie musiał się angażować, dlatego jego życie było wygodne i puste jednocześnie. Pieniądze nie były jego grzechem – były efektem jego grzechu. Pozwoliły mu omijać miłość, a tym samym omijać samego siebie.
Film stawia pytanie: czy pieniądze mogą przeszkadzać w byciu człowiekiem? Odpowiedź jest brutalnie prosta – mogą. Bogactwo Joachima pozwoliło mu unikać ryzyka bycia w relacji. Pieniądze dały mu złudzenie niezależności, ale zabrały mu życie w sensie głębokim. Jego majątek był przyczyną jego egoizmu, a egoizm zaprowadził go do samotności, która nie jest już luksusem, ale klęską. To nie Bóg jest obrażony przez jego chciwość – to on sam ponosi skutki własnych wyborów. Mówi, że prowadził grzeszne życie, ale ponieważ wątpi czy Bóg istnieje to uważa, że i grzechu nie ma. Żył więc tak jakby Boga nie było, czyli tak jak większość ludzi. Jednak przecież grzech nie rani Boga jeśli ten istnieje, bo Boga zranić nie można. Czy więc istnieje czy nie, to sam grzech istnieje niewątpliwie, choć nie w tak infantylnym sensie jak myślał o nim Joachim. Nie w sensie zagrożenia tylko zewnętrzną karą. Grzech natomiast bezpośrednio rani człowieka, bo niszczy jego wolność a także zdolność do miłości. Można nie mieć przekonania, czy istnieje Bóg, który zapisuje ludzkie grzechy w jakiejś kosmicznej księdze, ale, jak mówi śmiejąc się, żebrak grany w filmie przez Jana Nowickiego: „Bóg nie musi być, żeby był”.
Film stawia też pytanie o przypadek. Czy wszystko w życiu jest przypadkowe? Czy przypadek może być znakiem? Czy liczby pierwsze są dowodem na ukryty porządek, kolejną zasłoną Tajemnicy? Dawid wierzy, że w liczbach jest ślad transcendencji. Joachim uważa, że życie to czysty rachunek prawdopodobieństwa. Ale spotkanie tych dwóch ludzi wymyka się obu wersjom świata. Jest wydarzeniem, które nie daje się sprowadzić ani do przypadku, ani do konieczności. Może to właśnie jest łaska – coś, co się przydarza, jakby przypadkowo.
W tym kontekście grzech nabiera nowego znaczenia. To nie jest kwestia kodeksu moralnego. To nie jest tylko złamanie boskiego zakazu. Grzech to stan, w którym człowiek niszczy swoją zdolność do dobra, niszczy możliwość osiągania stanu prawdziwego szczęścia. Sam siebie okalecza. Joachim nie szkodził Bogu, lecz tak jak każdy grzesznik – szkodził ludziom i sobie. Wyrzekając się miłości, wyrzekł się samego siebie. Zbudował życie, w którym nie było miejsca na drugiego człowieka. Dlatego cierpi, nawet jeśli nie wierzy w niebo i piekło. Piekłem staje się samotność, którą sam dla siebie stworzył. Zanussi pokazuje, że nawet w świecie bez Boga grzech istnieje naprawdę. Bo grzech to nie obraza Boga, lecz deformacja człowieczeństwa. Jeśli ulegasz złym energiom, złym motywacjom, zamykasz sobie drogę do czegoś najważniejszego. Jeśli wybierasz wygodę, tracisz zdolność do miłości. To nie Bóg się obraża – to ty sam zamykasz się w klatce, którą sam sobie budujesz.
Dawid jest młodszy, ale jego droga może skończyć się podobnie. Ucieka przed miłością Oli, bo boi się utraty wolności. Ale czy wolność bez miłości to jeszcze życie? Joachim, patrząc na Dawida, zaczyna rozumieć coś, co dla niego przychodzi już za późno. Ale dla Dawida jeszcze nie. Zanussi nie mówi wprost, czy Dawid skorzysta z tej szansy. Film nie kończy się rozwiązaniem, lecz pytaniem.
Może właśnie o to chodzi w „Liczbie doskonałej” – o pokazanie, że życie nie jest zamkniętym równaniem. Że liczby nie dają odpowiedzi na pytania o sens. Że ani bogactwo, ani geniusz nie zastąpią decyzji o miłości. A decyzja o miłości to zawsze ryzyko. Można się pomylić, można cierpieć, można stracić. Ale nie można być człowiekiem bez miłości. Bez niej życie zamienia się w stan wegetacji, nawet jeśli trwa długo i wygląda jak sukces. Wiadomo jedno: człowiek, który nie kocha, zostaje sam ze swoim pustym sercem. Nie istnieje piekło gorsze niż samotność wynikająca z własnych wyborów.
I może to właśnie jest liczba doskonała: jeden człowiek dla drugiego człowieka. Wszystko inne jest tylko rachunkiem.