Krzysztof Budziakowski (r. 1958) – to niezwykle operatywny człowiek interesu, szef firmy architektonicznej, jeszcze do niedawna prezes Fundacji Zygmunta Starego w Krakowie. Jest absolwentem filozofii UJ, ex-działaczem NZS-u, redaktorem i wydawcą wielu publikacji tzw. drugiego obiegu w PRL-u. Zasłużył na miano ważnego opozycjonisty w czasach „Solidarności”, czego dowodem może być Krzyż Komandorski Orderu Polonia Restituta, którym został uhonorowany. Jako kolega znanego poety Józefa Barana (i być może pod jego wpływem), stosunkowo niedawno zaczął pisać wiersze i publikować je w „Toposie” czy w „Arcanach”. Najprawdopodobniej pisał je w swym dworku w Lipnicy Murowanej, który stał się jego prywatnym azylem przed wielkomiejskim zgiełkiem oraz natłokiem zawodowych spraw. Z czasem owych „notatek lipnickich” uzbierało się aż 40, czyli w sam raz na późny debiut książkowy pod egidą „Toposu”.
Chodzi o książkę poetycką pod intrygującym, inteligentnym tytułem „Choć nasze łodzie przeciekają”, wydaną zaledwie parę mies. temu. Posłowie napisał do niej wspomniany Józef Baran, co (samo w sobie) jest nobilitującym wyróżnieniem. Budziakowski, jako wytrawny i doświadczony edytor i bibliofil, zadbał o to, by jego dzieło prezentowało się nie tylko elegancko i profesjonalnie, ale też – bogato. Mianowicie udekorował swoje wiersze wielobarwnymi reprodukcjami cyklu symbolicznych obrazów Tadeusza Boruty, absolwenta krakowskiej ASP. (Nasamprzód myślałem, że to – nietypowe? – prace Zbyluta Grzywacza, ale szybko okazało się, że Boruta był uczniem Zbyluta – to wszystko wyjaśnia!). Twarda oprawa, półkredowy papier, tradycyjne szycie ściegowe, solidne wydawnictwo – czego chcieć więcej? Dodam tylko, że – znając wcześniejsze wersje „notatek lipnickich” (np. z czasopism) – wiem, iż tu zostały przeredagowane, być może za radą Krzysztofa Kuczkowskiego (redaktor tomu). Tzn. pierwotne, nazbyt długie wersety radykalnie skrócono, niewątpliwie z korzyścią dla układu typograficznego. (Ante factum teksty te przypominały prozę poetycką, teraz stanowią typowe przykłady vers libre’u).
Trzeba przyznać, że tomik „Choć nasze łodzie przeciekają” to b. udany debiut, który zapewne stanie się oficjalnym początkiem pięknej kariery literackiej autora. Krzysztof Budziakowski objawił się światu jako utalentowany poeta, świetnie operujący obrazami i nastrojami, metaforami i niedopowiedzeniami. (Ważne: nie ulega pokusie rymowania, nawet w stylu Wąsika, Pietryka czy Brylla – no i b. dobrze!). W tę specyficzną magmę poetycką zręcznie wplata odwieczne, filozoficzne, metafizyczne pytania (np. „Kto rozmyślnie podtrzymuje formy i kształty?”, s. 73, lub „I czy każdy chce zmartwychwstać?”, s.77). Nierzadko ubiera je w nowe szaty: „Kim jesteśmy, którzy pytamy, / co oznacza istnienie kwiatów, / mimo, że nasze łodzie przeciekają?” (s. 73). Należy dopowiedzieć, że stać go również na pytania odkrywcze i oryginalne, czego egzemplifikacją niech będzie choćby to: „Jak na pytanie o sens i cel swego istnienia / odpowiedziałby Bóg?” (s. 11). Wg mnie to jedno z najciekawszych pytań, jakie zostały wyhodowane w ogrodzie przy lipnickim dworku.
Tego rodzaju pytania pojawiają się nieprzypadkowo, wszak – przypominam – Budziakowski jest z wykształcenia filozofem. Jego dociekliwy intelekt zaprzątają więc różne pierwsze przyczyny, rozumy praktyczne, „samowyjaśniające obecności” et cetera. Na marginesie warto zacytować jeszcze jedną kwestię: „Jak prosić siebie każdego dnia / o odwagę życia bez odpowiedzi?” (s. 73). Nie mając zamiaru polemizowania z poetą, chcę TYLKO skonstatować, że pośród ludzkiej populacji krąży wiele takich (fundamentalnych czy ultymatywnych) odpowiedzi. Problem więc nie polega na ich BRAKU, ale na obarczaniu tych propozycji klauzulą spełnienia twardych kryteriów naukowości. A to już sprawka naszej zachłanności poznawczej. (Zdaje się, że Błażej Pascal coś o tym pisał…). Jednak wracając do porzuconej (przed chwilą) myśli, winienem dodać, iż „notatki lipnickie” są jawnie sensualistyczne, gdyż odwołują się (wręcz ostentacyjnie!) do wszystkich 5 naszych zmysłów. Oczywiście autor uzupełnia to «naturalne» uposażenie wyraźnymi pierwiastkami kulturowymi, więc zapożyczeniami religijnymi i aluzjami literackimi czy artystycznymi. W ten sposób poszerza dominium indywidualnych refleksji i subiektywnych refleksów impresyjnych o wielowątkowy obszar intertekstualny.
Od stuleci kontemplacyjny ogląd dynamicznej rzeczywistości kojarzy się nam ze słynną rzeką Heraklita. Takoż „notatki lipnickie” można by percypować w świetle tej antycznej metafory. Wprawdzie helleński mędrzec nie pojawia się w nich per nomen, lecz autor serwuje nam szereg czytelnych aluzji (np. „Smakować, że wszystko płynie w tej właśnie chwili, / mieszając się ze sobą (…)”, s.37). W ujęciu Budziakowskiego nie tyle brodzimy w rzece Heraklita, co raczej po niej płyniemy i płyniemy, „choć nasze łodzie przeciekają” (s. 63). Nieszczelne łódki (pojawiające się tu i ówdzie) to piękna, nośna, wieloznaczna przenośnia. Życie jako peregrynacja przeciekającą łodzią – aż po kraniec świata (subiektywnego). Poeta-filozof dopowiada: „Gdzieś czeka cichy ocean. / Wyobrażam sobie, jaki jest ciepły i gładki. (…) Bezkresna tafla gęstej, nieruchomej oliwy. / Wchłonie nas i nasze łodzie. / On, Nieprzemijający, który dał nam to / czego sam nie posiada: przemijanie” (s. 55). Pozwolę sobie go nazwać – Metapacyfik. Obraz to pojemny, można go interpretować na różne sposoby: naturalistyczny, metawerystyczny, eschatologiczny etc.
Zbiorek zamyka notatka CZTERDZIESTA, której pointa brzmi: „Nie mam nic więcej do dodania. / To wszystko co chciałem powiedzieć” (s. 79). Kapitalne zakończenie (też 2-funkcyjne, bo może być zamknięciem ostatniego tekstu, ale też podsumowaniem całości), odważne i odpowiednie, proste i mocne – trochę na miarę pamiętnego finału „Ferdydurke”.
Recenzja opublikowana w magazynie literacko-artystycznym „Nohil Novi”