Codziennie nie mogę doczekać się snu.
Wełniane ramiona nocy kołyszą objęciem.
Na horyzoncie punktualne, dalekie
dudnienie pociągu.
Przestrzeń między Miastem Ludzi a Wewnętrznym Miastem
wypełnia się nieruchomym ciepłem powietrza
i zapachem koca z alpaki.
Cichnie saksofon Scotta Hamiltona
a w ustach wciąż mam smak kandyzowanego imbiru.
Spośród wszystkich, których spotykam,
tylko noc jako jedyna mnie nie opuszcza,
choć nie jest godna zaufania,
podobnie jak On, który nawet jeśli istnieje,
też nie zasługuje na zaufanie –
do momentu, aż ja zaufam sobie – całkowicie –
i wtedy staję się – zasypiając –
najpotężniejszym z ludzi.