Jane Campion / Wielka Brytanie, Kanada, Australia, Nowa Zelandia / 2021
W cieniu
Tytuł filmu Jane Campion The Power of the Dog, został, może trochę niefortunnie, przetłumaczony na język polski jako „Psie pazury”. W oryginale tytuł ten został zaczerpnięty z Psalmu 22: „Deliver my soul from the sword; my darling from the power of the dog.” Wydaje się, że bliższym wersji angielskiej byłoby tłumaczenie: „Wybaw moją duszę od miecza, to co najdroższe z mocy psa”. Polski tytuł powinien więc brzmieć „Moc psa”. W niektórych przekładach tego psalmu z języka hebrajskiego, zamiast słowa „mocy” pojawiają się jednak „pazury”. W Biblii Tysiąclecia ten wers brzmi „Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro.”
W biblijnej tradycji pies nie jest symbolem wierności ani domowego ciepła. To istota dzika, pogardzana, nieczysta. W tekstach hebrajskich pies oznacza często siły zła, upodlenia, brutalnej agresji i duchowego zagrożenia. Opowieścią właśnie w tym duchu, symboliczną, portretującą mrok ludzkiej psychiki i jej dwuznaczność, jest ten film. Jane Campion napisała scenariusz na podstawie książki Thomasa Savage’a pod tym samym tytułem. Opowiada ona historię braci Phila i Georga Burbanków, prowadzących ranczo w Montanie w latach 20. XX wieku.
Dzieło Jane Campion to nie western, jak mogłoby się by wydawać na pierwszy rzut oka, lecz rodzaj psychotrillera, w którym przemoc to nie wystrzały czy walka wręcz, ale ukryty, powolny i bezwzględny plan. Phil (w tej roli Benedict Cumberbatch) zdaje się być archetypem kowboja: twardego i brutalnego. Jest charyzmatyczny i budzi lęk. Ale to fasada. Pod maską agresji i brudu ukryty jest lęk, wrażliwość i tęsknota. Być może żal za utraconym dawno przyjacielem Bronco Henrym, którego otoczył kultem. Phil, choć początkowo wydaje się oprawcą, okazuje się postacią tragiczną. Jego agresja, smród z niemycia, brud — to zbroja, za którą chowa jakąś tęsknotę. Jego dawna relacja z nieżyjącym już Bronco Henrym, trwa w nim jako ukrywane wspomnienie, prawdopodobnie miłości, zakazanej w jego świecie. Jego brat George (Jesse Plemons), to człowiek cichy, spokojny i łagodny. Kiedy poślubia wdowę Rose (Kirsten Dunst) i sprowadza ją wraz z synem Peterem (którego gra Kodi Smit-McPhee) na ranczo, zaczyna się gra.
Peter, wysoki, wiotki i introwertyczny jedynak, wychowywany przez samotną, owdowiałą matkę, staje się obiektem drwin kowbojów z całego rancza. W przeciwieństwie do Phila, Peter nie ukrywa słabości — on ukrywa bezwzględność i przebiegłość. Jego maska jest skuteczniejsza. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się bezbronny, delikatny, niemal kobiecy – to właśnie on okazuje się siłą brutalną i precyzyjną, która rządzi światem filmu z chłodem godnym biblijnego anioła śmierci. To on jest drapieżnikiem. To on poluje.
Już jego pierwsze słowa, choć brzmią tak niewinnie, okazują się mroczną zapowiedzią: „Chcę tylko, żeby moja mama była szczęśliwa.” Chce ochronić to, co dla niego najdroższe. Dla Petera „moc psa” to moc Phila — jego brutalność, jego fizyczność, jego szyderstwa z matki. Phil jest dla niego zwierzęciem, które trzeba zlikwidować. Ale to Peter działa jak pies myśliwski: śledzi, wyczuwa słabość, uderza bez ostrzeżenia i bez emocji. I właśnie dlatego jest tak przerażający. Bo nie wygląda na zagrożenie. Jest chłopcem robiącym piękne kwiaty z papieru, z sercem na dłoni — który z zimną krwią planuje morderstwo. Używa wersetu psalmu nie jako prośby do Boga, ale jako uzasadnienia własnego czynu. To on „wybawia” swoją matkę — nie Bóg. On decyduje kto jest psem i sam staje się narzędziem wybawienia. Poważne wątpliwości mogą budzić także przyczyny śmierci jego ojca. Sposób, w jaki Peter mówi o jego samobójstwie przez powieszenie, chłód z jakim analizuje fakty, jego wiedza medyczna, oraz szczególna relacja z matką sugerują, że moralną granicę mógł przekroczyć już znacznie wcześniej.
Film Jane Campion uświadamia nam boleśnie, że jesteśmy wychowani, by zło rozpoznawać po hałasie, brutalności i brudzie, a dobro utożsamiać z cichością, łagodnością i delikatnością. Uczymy się, że zło ma twarz krzykliwą i męską, a dobro — twarz kobiecą, kruchą i łagodną. Tymczasem, kiedy te role się odwracają — gdy za fasadą zła ukryta jest miłość, a pozornie bezbronne dobro okazuje się brutalnie bezlitosne, tracimy orientację i możemy nie umieć tego rozpoznać. Wprawdzie Carl Gustaw Jung twierdzi, że „Człowiek rozważny nie da sobie zamydlić oczu ani właściwym uczynkiem człowieka przewrotnego, ani niewłaściwym uczynkiem człowieka prawego” w praktyce jednak, to zazwyczaj się nie udaje. Campion w „Psich pazurach” pokazuje, jak łatwo
jest dać się oszukać pozorom i jak niebezpieczne może być zło, które jest ciche
i zamaskowane cechami dobra. Bo kiedy zło wygląda jak dobro, nie ma przed nim obrony.