Akira Kurosawa / Japonia / 1960
Nie ma nic złego w krzywdzeniu złych?
Film będący luźną adaptacją tragedii Szekspira otwiera scena ślubu – eleganckiego, niezwykle poważnego, niemal teatralnego którego uroczysty porządek zostaje zachwiany podejrzeniami polityczno-finansowego skandalu. Koichi Nishi (w tej roli niezwykły Toshiro Mifune), milczący pan młody, realizuje plan, który dojrzewał w nim latami. Chce się zemścić, chce zniszczyć ludzi odpowiedzialnych za śmierć swojego ojca. Śmierć w wyniku wymuszonego samobójstwa lub morderstwa upozorowanego na samobójstwo. Ojciec stanowił zagrożenie dla układu korupcyjnego na najwyższym szczeblu rządowym. Nishi przyjmuje w tym celu fałszywą tożsamość wchodząc w dobre relacje z jednym z głównych odpowiedzialnych za tę zbrodnię, wiceprezesem państwowej korporacji Iwabuchim (Masayuki Mori), a następnie zostaje jego zięciem. Nie mierzy się jednak z pojedynczym wrogiem, lecz z całym układem, który jest źródłem zła. Inspiracja „Hamletem” jest tu zauważalna, lecz przefiltrowana przez realia powojennej Japonii, w której dawne feudalne układy przekształciły się w układy gospodarcze.
Na samej górze tej korupcyjnej struktury, stoi wysoki rangą urzędnik ministerstwa, bezimienny zarządca tego porządku, ten, który „śpi spokojnie”. Ukryty i całkowicie bezwzględny. Poniżej, wiceprezes nadzorujący realizację wyłudzenia państwowych pieniędzy i likwidację osób, które mogą być groźne dla niego i jego mocodawcy. Jeszcze niżej, Moriyama (Takashi Shimura), Wada (Kamatari Fujiwara), Shirai (Ko Nishimura): wysocy urzędnicy państwowej korporacji, wykonawcy zadań, oportuniści, raz przerażeni, raz okrutni, zawsze gotowi dla pieniędzy i funkcji popełnić największą niegodziwość.
Ta struktura zła tworzy przestrzeń, w której pojawia się Nishi. Jego plan oparty jest na przekonaniu, że ze złymi ludźmi nie ma sensu walczyć prawem, bo oni zawsze będą ponad nim. Nishi uważa, że zemścić się można jedynie siłą wewnętrznej nienawiści, którą trzeba w sobie podsycać, aż człowiek stanie się zły.
Realizując swoją zemstę odkrywa jednak, że nie potrafi nienawidzić tak, jak wymagałby tego jego plan. Zamiast eskalować przemoc, próbuje szukać kompromisu, który ocali w nim przed tą nienawiścią resztki człowieczeństwa. Nie kapituluje, lecz próbuje rozpaczliwie ratować w sobie człowieka. To staje się jego „Być albo nie być”. Jednak świat, do którego wkroczył, nie przewiduje kompromisów. A takie zło nie zatrzymuje się przed niczym. Kurosawa pokazuje nam więc taką alternatywę: albo będziemy żywić w sobie i umacniać nienawiść i gniew do utraty człowieczeństwa a wtedy staniemy się potworami, albo nasze zło i gniew będą słabe i zostaniemy zniszczeni przez tych złych ludzi, którzy śpią spokojnie.
System rozprawia się z Nishim z metodyczną, przerażającą konsekwencją. Zło, które próbuje iść na kompromis, przegrywa ze złem bezkompromisowym, to ostatnie nie uznaje granic, nie zna skrupułów i nie cofa się przed niczym.
Najbardziej przejmująca jest chwila, w której Iwabuchi, uspokajając tego, kto stoi najwyżej i naprawdę może spać spokojnie, mówi: „Wszystkie tajemnice spoczęły w grobie. Przepraszam za zamieszanie, na które cię naraziłem”. Zabójstwa, zmuszanie do samobójstw, rozpacz rodzin, nazywa tylko „zamieszaniem”. To esencja korporacji zła –władza nie tylko decyduje o tym, co się stanie, ale też o tym, jak to nazwiemy. W takim świecie język znieczula sumienie. Kurosawa pokazuje problem zła w sytuacji konfrontacji jednostki z grupą czy z systemem. Wydaje się jednak, że również w konfrontacji jednostki z jednostką ten problem ma nie mniejsze znaczenie.
Ta opowieść może nie byłaby tak poruszająca, gdyby nie galeria postaci na niższych poziomach hierarchii. Wada (Kamatari Fujiwara) , który jest pionkiem, raz wykorzystany, raz wyrzucany, może zostać w każdej chwili uciszony, bo najważniejsza jest cisza w gabinecie tego, który ma spać spokojnie. Dla Moriyamy (Takashi Shimura) tchórzliwe podporządkowanie jest sposobem przetrwania. Upokorzenie Shirai (Ko Nishimura) przeradza się w agresję. Wszyscy oni tworzą hierarchię, którą kontroluje niewidzialny nadzorca: urzędnik ministerstwa, daleki, ale wszechpotężny.
Nishi jest tu bohaterem hamletowskim nie dlatego, że mnoży rozterki, lecz dlatego, że nie potrafi wyrzec się ludzkich rozterek. Waha się w chwilach, gdy mógłby zadać zdecydowane ciosy. To osłabia realizację jego planu. Chcąc zachować resztki przyzwoitości, nie sięga po skrajne środki, które w tej wojnie byłyby „skuteczne”. Płaci za to najwyższą cenę. Jego śmierć nie jest moralną nauczką, lecz rachunkiem: w świecie bez zasad człowiek z zasadami a nawet resztkami zasad, bywa bezbronny.
Zemsta „rozumna” czyli taka, która liczy się z konsekwencjami, odkłada ciosy, chce ocalić niewinnych, hierarchizuje winę, bywa skuteczna tam, gdzie istnieją zasady. Tu zasad nie ma, jest tylko rachunek ryzyka. Dlatego próba skrzywdzenia złych za to, co uczynili, kończy się śmiercią Nishiego. Jego hamletowskie dylematy, lojalność wobec miłości, próba ocalenia kogoś bliskiego, niezdolność do całkowitej nienawiści – powstrzymują zadawanie śmiertelnych ciosów. A zło, które nie uznaje żadnych granic, nie zatrzymuje się i działa bezlitośnie.
Niepowodzenie planu zemsty dotyka także bliskich, żonę Keiko (gra ją Kyôko Kagawa) i przyjaciela Itakurę (gra go Takeshi Katô). Ci, którzy dla Nishiego byli ważni, zostają wprawdzie ze świadomością mechanizmów korupcji w tej korporacji, ale wiedzy tej nie można już przed żadnym sądem udowodnić. Wiedza z poczuciem niemocy boli bardziej niż niewiedza. Zło na szczycie może więc spać spokojnie nie tylko dlatego, że wyeliminowało dowody, ale też dlatego, że zabiło możliwość opowieści. Gdy nikt nie może niczego powiedzieć głośno, pozostaje wyłącznie stłumione „wiem” – a to nie zatrzymuje żadnego mechanizmu.
Czy jest z tego wyjście? Kurosawa nie oferuje pocieszenia. Proponuje raczej surową prawdę: jeżeli nie zbudujemy instytucji zdolnych rozliczać władzę, pozostanie tylko zemsta, zawsze skazana na wybór między staniem się złem a klęską. To wniosek bolesny, ale uczciwy w swej prostocie. W tym sensie „Zły śpi spokojnie” nie jest opowieścią o porażce bohatera, lecz o porażce wspólnoty, która oddała system społeczny i wymiar sprawiedliwości w ręce tych, którzy powinni być kontrolowani. Najbardziej przejmujący jest tu motyw bezradności w obliczu struktury większej niż jednostka. Winni pozostają nietknięci, bo ich pozycja nie wynika z osobistej siły, lecz z sieci wzajemnych zobowiązań i lojalności. Otwartym pozostaje pytanie, czy w świecie zdominowanym przez anonimowe a w jakimś stopniu tajne mechanizmy władzy, możliwa jest jeszcze jakakolwiek forma sprawiedliwości?
Po seansie zostaje poczucie, że bezkompromisowe zło śpi spokojnie. Śpi, bo jest u siebie. Jeżeli istnieje tu jakaś nadzieja, to jedynie w upartym trwaniu pamięci, by nie pozwolić, aby słowo „zamieszanie” przykryło zbrodnię. Pamięć nie budzi złego ze snu, ale może nie pozwoli mu śnić bez końca.